Witam ponownie. Może troszkę odgrzewam temat ale nie mogę się powstrzymać od przytoczenia anegdoty zasłyszanej jakiś czas temu w towarzystwie. A było to tak...: Na przeciwko plebanii, po stronie kościółka , stoi zaparkowany na chodniku SUV. Auto duże, solidne no a co za tym idzie drogie. Pojawia się patrol Policji, zatrzymuje się i funkcjonariusz wychodzi chcąc ukarać niesfornego kierowce. Sprawa na pozór błachado momentu pojawienia się kierowcy... Zaczęły się prośby i błagania a nawet płacz rozdzierający serrrce... głównym argumentem pani (bo to pani była) Ze przecież DO KSIĘDZA na chwilę ona tu bardzo się w kościele udziela i pomaga i U KSIĘDZA BYŁA rozumie Pan U KSIĘDZA na plebanii... Pan policjant wysłuchuje jej cierpliwie ale nie ustępuje i chce wypisać mandat. Zgadnijcie co było dalej. Pojawia się ksiądz... notabene posiadający "doktorat z kazań" jak to usłyszałem kiedyś od działaczki kościelnej tak więc nie byle klecha z wioski tylko kapłan wykształcony i na poziomie. Zaczyna się rozmowa mająca na celu odwiedzenie organu od wymierzenia sprawiedliwości. Kapłan odwołuje się do serca policjanta do faktu iż to w służbie kościoła tak no może niefortunnie ale w dobrej wierze i do samej wiary i serca katolika... Suma sumarum policjant kapituluje pod naporem spazmatycznego płaczu pani i groźby grzechu ciężkiego a kto wie może i anatema stanęła mu przed oczami i kończy sprawę upomnieniem.
Historia jak najbardziej prawdziwa.
We wcześniejszych wpisach padło pytanie: o czym jest ta dyskusja o kierowcach , parkowaniu czy kościele? Odpowiedzcie sobie jak się ma jedno z drugim do trzeciego w tym miejscu o którym była mowa w wątku.
Pozdrawiam Serdecznie \\\"Miłość do jedzenia jest jedyną szczerą i prawdziwą miłością człowieka\\\"